RELACJA Z
REWELACJI
W sobotę 10
listopada byłam na rewelacyjnej konferencji o relacjach. Superbelfrów godnie
reprezentowali tam prof. Jacek Pyżalski
jako główny ekspert i prelegent oraz Marta
Florkiewicz –Borkowska, która była
gościem honorowym i prowadziła swoje warsztaty. Gościem specjalnym był między
innymi Jarek Szulski.
Organizatorzy
to Marta Rosińska i Grzegorz Śpiewak,
zarządzający DOS-ELTea, czyli niezależnym centrum rozwoju nauczycieli.
Najczęściej organizują oni różne szkolenia i webinary dla anglistów, ale tym
razem spotkanie było adresowane do szerszego grona nauczycieli i edukatorów. W
części na żywo uczestniczyło ponad 100 osób, a poza tym można było wykupić
również to szkolenie w wersji online i w ten sposób mieć dostęp do wszystkich
warsztatów, których było w sumie 15 w 3 równoległych sesjach. Znalazłam się na
tym płatnym szkoleniu dzięki fundacji English Teaching, która objęła
konferencję swoim patronatem. Całość miała miejsce na uniwersytecie SWPS pod
patronatem honorowym psychologa pani prof. dr hab. Hanny Komorowskiej.
Temat konferencji niezwykle ważny RELACJE, większość więc sesji
plenarnych i warsztatów dotyczyło różnych obliczy relacji, różnych spojrzeń na
relacje i też różnych sposobów na nawiązywanie relacji, ich budowania w klasie
i szkole. Zgodnie z tym, co mówił Jacek Pyżalski, nauczyciele wiedzą, że
relacje są ważne, że przeciwdziałanie przemocy w klasie zaczyna się od
tworzenia relacji, że zespół klasowy należy zintegrować … tyle, że często to
tylko piękna teoria, a z praktyką jest różnie. Dlatego swoje wystąpienie
zatytułował „Ślepa
uliczka, czyli jak zepsuć dobre pedagogiczne rozwiązania” i mówił też o swoich
własnych błędach i porażkach, z których przecież możemy nauczyć się najwięcej, pod
warunkiem, że będziemy refleksyjnymi praktykami. Główną myślą wykładu, moim
zdaniem, było to, że to właśnie relacje są podstawą wszelkich przydatnych
technik i metod, o których profesor tak barwnie opowiada. Najlepsze z nich, a
jest ich naprawdę dużo i wiele z nich zostało przez Jacka już szeroko
rozpropagowanych (słoiki z makaronem, kwiatek czy słowo na tablicy, zagadkowe
pudełko, wykorzystywanie sygnałów niewerbalnych, pytanie na wyjście, zadanie na
wejście, a przede wszystkim zasada pęku kluczy, czyli posiadania w swoim
repertuarze wielu metod) nie będą skuteczne bez relacji. Jeżeli relacje są dobre, mocne, oparte na
podstawowych wartościach, szacunku, godności i życzliwości, to w zasadzie
wszystkie metody działają. Każdą z technik można jednak skutecznie zepsuć,
jeśli się nie widzi w uczniu człowieka. Często szukamy szybkich i skutecznych
metod, ale to właśnie bezrefleksyjność sprawia, że stają się to działania
pozorne. Gdy na przykład próbujemy przesadzać uczniów, co jest niewątpliwie
dobrą metodą na to, by uczniowie się poznali, ale zrobimy to w klasie, w której
już jest osoba wykluczana, to pogłębimy tylko problem. Musimy więc przede
wszystkim być uważni, poznawać swoich uczniów, mieć z nimi kontakt nie tylko w
klasie, ale też rozmawiać z uczniami na przerwach, wiedzieć, czym się
interesują, co lubią robić w wolnym czasie, dawać im odczuć, że szanujemy ich
zdanie, że traktujemy ich jako istoty myślące, które samodzielnie mogą dojść do
właściwych rozwiązań. Profesor Pyżalski mówił o swojej lekcji w nieznanej mu
klasie, w której oczywiście znalazł się taki uczeń, co chciał zabłysnąć przed
kolegami i powiedział coś głupiego, jednak – i to jest ta mądrość wynikająca z
doświadczenia i człowieczeństwa profesora – prowadzący zajęcia odniósł się do
tej odpowiedzi, znajdując w niej jakiś sens. Odpowiedział, że w tym, co mówi
ten uczeń, jest coś wartościowego, coś nad czym warto się pochylić. I uczeń też
zaczął patrzeć na siebie inaczej i inaczej zachowywać. Ewaluacją było
napisanie, co chciałbym wziąć dla siebie z tych zajęć i ten uczeń napisał: „ja
to bym pana zabrał”! To świetna informacja zwrotna. Myślę, że każdy z nas
chciałby wziąć Jacka Pyżalskiego ze sobą. Zastanówmy się, jak to faktycznie
zrobić. Czego możemy się od profesora nauczyć, co możemy od niego przejąć dla
siebie? Według mnie tę właśnie główną myśl, że to uczeń jest ważny, że każdy
uczeń potrzebuje, by go zauważyć, szanować, by stawać po jego stronie. Również to, że nie ma gotowych recept i
rozwiązań, że łatwiej powiedzieć niż zrobić. Zbiór metod jest przydatny, ale
może być bezużyteczny, jeśli nie dodamy do niego relacji, psychologii, wiedzy o
sobie, o innych, wiedzy o zespole. Edukowanie to proces, do którego trzeba
podchodzić wolniej, głębiej i sensowniej.
Profesor
Pyżalski mówił też o problemach z diagnozą, z tym, że często źle interpretujemy zachowania uczniów,
popełniając błąd zwany skrzywioną atrybucją. Nauczyciele dość często są na ten
błąd narażeni i uważają, że uczeń jest złośliwy czy leniwy, śmieje się z
nauczyciela, czy lekceważy go. O tym, jak bardzo może się mylić, mogły
przekonać nas zajęcia gościa honorowego Rewelacji.
Warsztaty Marty
Florkiewicz- Borkowskiej pozwoliły nam popatrzeć na uczniów i siebie przez
pryzmat emocji. Tematem jej warsztatów była „Rola emocji w budowaniu relacji”.
Mimo tego, że Marta poprowadziła warsztaty w dość trudnych warunkach dla
odbiorców, których liczba do końca nie była znana, były one w sali wykładowej,
więc niezbyt przychylnym wnętrzu i nagrywane, co wiązało się też z
ograniczeniem ruchu osoby prowadzącej i koniecznością używania mikrofonu, to
poradziła sobie znakomicie i szybko sprawiła, że obcy sobie ludzie na tyle się
otworzyli, by brać udział w praktycznych aktywnościach. Marta szczegółowo
opowiedziała na grupie SBRP o tych ćwiczeniach w swoim mrożącym krew live
prowadzonym zza kierownicy samochodu, więc jeśli ktoś chce skorzystać z tych
pomysłów, to tam znajdzie szczegółową instrukcję i osobiste refleksje.
Warsztat
oparty był w zasadzie na 3 ćwiczeniach dotyczących emocji, a towarzyszyła mu
prezentacja, która wyjaśniała czym jest arteterapia, jak może ona może pomóc
uczniom w otwarciu się na siebie i innych ludzi, jak może pomóc budować relacje
poprzez emocje. Ćwiczenia zaproponowane przez Martę można wykorzystać w różnych
grupach wiekowych, od dzieci poprzez ludzi dorosłych, czego jako uczestnicy
tych zajęć, jesteśmy żywym dowodem. Sami na sobie mogliśmy doświadczyć, jak
trudno jest rozpoznawać emocje złożone ( na podstawie mimiki ze zdjęć ) i jak
trudno też nazwać, co czujemy w danej sytuacji, bo zazwyczaj nie jest to jedna
emocja, ale wiele różnych. To, co niezwykle istotne, to to by dać sobie, swoim
uczniom, swoim bliskim, prawo do tego, by czuli to, co czują, nie wypierali
złości, bo nie wypada się gniewać, czy smutku, bo chłopcy nie płaczą. Nie ma
wszak uczuć dobrych i złych, pozytywnych i negatywnych, są tylko takie, które
można nazwać przyjemnymi i nieprzyjemnymi. Każde jednak uczucie ma wartość, bo
informuje nas o tym, co dla nas jest ważne, jakie potrzeby nasze są lub nie są
zaspokojone. Ten wgląd w siebie i relacja z samym sobą jest niezwykle istotna i
o tym też była mowa podczas innych warsztatów. Musimy najpierw zaakceptować
samych siebie, być w dobrej relacji ze sobą, by potem budować relację z innymi.
Jedno z doświadczeń Marty z gimnazjalistami polegało na takim mówieniu do
siebie codziennie rano „fajny/a jesteś”, co dla nastolatków jest szczególnie
trudne. To jednak od akceptacji siebie i swoich uczuć trzeba zaczynać. W kolejnym zadaniu obecni na sali mieli za
zadanie wczuć się w jedną wylosowaną sytuację swojego potencjalnego ucznia np.
dostałeś trójkę ze sprawdzianu, zostałeś przyłapany na ściąganiu, twoja siostra
jest chora, nie przespałeś nocy, bo się źle czułeś itp. I stanąć przy jednej z
chmurek z napisaną nazwą uczucia, kilka chmurek było pustych dla tych, którym
nie pasowało żadne z zapisanych uczuć. Potem ważnym momentem było powiedzenie w
roli ucznia, co i dlaczego się czuje. Wywołało to natychmiast spontaniczne
reakcje, zaskoczenie czy poczucie jedności z daną osobą. To dramowe ćwiczenie
pokazało nam z jaką złożoną grupą mamy do czynienia na co dzień w klasie, z
jakim bagażem przychodzą uczniowie na lekcje, ale również to, że nie jesteśmy w
stanie odgadnąć, co czuje dana osoba znając tylko sytuację, bo nawet wiadomość
o wakacjach w Hiszpanii, może być dla jednej osoby rozczarowaniem, a dla innej
radością. Były też takie osoby, którym trudno było się zdecydować na jedno
uczucie, bo czasem czuli nawet sprzeczne emocje z tego samego powodu.
Zakończeniem tego zadania było „otrzepanie się z emocji” i wyjście z roli.
Wtedy płynnie przeszliśmy do następnego ćwiczenia, które polegało na tym, że
mieliśmy podejść do setki rozrzuconych na stole pięknych zdjęć (z zestawu Marty
do fototerapii) i wybrać jedno, które od razu kojarzy nam się z wcześniej
wylosowaną emocją, wrócić na miejsce, schować kartkę z uczuciem do prawej
kieszeni i wymienić się bez słów zdjęciem z partnerem, po czym do tego „nowego”
zdjęcia wybrać na liście uczuć tę skojarzoną ze zdjęciem emocję i schować do
lewej kieszeni. Następnie każda para miała swoje zdjęcia ułożyć w formie
wystawy: ze swoją nazwą uczucia na górze zdjęcia i z nazwą do zdjęcia partnera
na dole. W rezultacie każde zdjęcie miało dwa podpisy od dwóch osób. Często
okazywało się, że te uczucia były podobne, czy z tej samej grupy jak radość,
przyjemność, zadowolenie, ale zdarzało się też, że jedno zdjęcie łączyło dwa
zupełnie odmienne uczucia np. samotność i ciekawość (zdjęcie ślimaka). I to zadanie również przekonało nas do tego,
że inaczej postrzegamy coś, co obiektywnie jest takie samo, że nasze uczucia
rzutują na to, jak coś widzimy i żeby stworzyć z kimś relację, trzeba rozumieć,
że ta druga osoba może widzieć coś zupełnie odmiennie, że może na taką samą
sytuację inaczej zareagować i żeby z kimś nawiązać więź, trzeba próbować
popatrzyć na nią przez pryzmat tej osoby, jej przeżyć, jej bagażu doświadczeń.
Swoją prezentację Marta zaczęła od pokazania rysunku, na którym niektórzy widzą
starą kobietę, niektórzy młodą, a niektórzy obie. Po całym spotkaniu
nagrodzonym szczerymi brawami, ten rysunek nabrał głębszych znaczeń dla nas.
Więcej wiemy o sobie, ale też o swojej pracy, w której nie da się uciec od
uczuć, relacji i refleksji.
Poza
superbelferami na pewno warto było posłuchać i obejrzeć innych prelegentów,
którzy mówili o temperamencie, aktywnym słuchaniu, o tworzeniu zespołu, o
pozytywnym zarządzaniu, o uważnej komunikacji i angielskim pojęciu „rapport”,
czyli porozumieniu. Mowa była też o roli nauczyciela, który powinien być
bardziej coachem, czy tutorem niż tym, kto przekazuje wiedzę.
Marta
Rosińska na grupie facebookowej #Rok
relacji ogłosiła ten rok szkolny rokiem relacji i próbuje ze swoją ideą dotrzeć
do jak największej liczby szkół, dyrektorów i nauczycieli. Oto, co
organizatorzy piszą na tej stronie w powitalnym poście: „#RR, Rok Relacji w
Edukacji to oddolna akcja nauczycieli i rodziców z pasją. Autorami pomysłu są
Marta Rosińska i Grzegorz Śpiewak. Jej celem jest wszechstronna promocja
budowania dobrych relacji w naszych szkołach oraz miejscach pracy. Chcemy
wymieniać się pomysłami i scenariuszami lekcji czy warsztatów, które w
praktyczny sposób pokażą, jak tworzyć i pielęgnować takie relacje w szkole i
pokoju nauczycielskim czy firmie.”
Sądzę, że
idea tej akcji jest też bliska wszystkim Superbelfrom. Pamiętajmy jednak słowa
prof. Jacka Pyżalskiego, że relacje wymagają czasu, oddania i działania,
inaczej staną się tylko wyświechtanym sloganem.